Dzieło sztuki zawsze przedstawia jakąś prawdę. O autorze i o świecie. Architektura zaś zawsze przedstawia jakąś wizję bytu. I nie zawsze jest to przekaz jednoznaczny i otwarty. Dlatego warto stawiać pytania i szukać na nie odpowiedzi poprzez zanurzenie się w jej przestrzeni. Stajemy się wtedy uczestnikami zdarzeń, które pozwalają dociekać prawdy kształtów architektury przez doświadczanie.
Takim szczególnym miejscem jest Wenecja. Zbudowana niejako po to by odgrywać w niej jakieś role, obserwować i uczyć się. To dekoracja, miasto bez korzeni. Dryfuje na wodzie w ciągłym niepokoju o swój kruchy byt. Stworzona z marzeń, unosi się na wodzie bez nadziei na stałość i grawitację dającą poczucie bezpieczeństwa.
Zdarza się tam, nad wodą taka wieczorna delikatna mgła. Pojawia się na granicy lądu i morza. Noc powoli tę granicę rozmazuje i zaciera. To nie tylko doznanie estetyczne. Ten zmierzch jest tam niezwykły, towarzyszy mu dziwna cisza. Patrząc można odnieść wrażenie, że jesteśmy blisko TAJEMNICY znikania, śmierci. Ale współczesny człowiek o wrażeniach niechętnie mówi. Wszak trudno je objąć rozumem i ująć w tabele. Podliczyć i podsumować. W pionie i w poziomie.
Wenecja to miasto, które ujawnia tęsknotę za naturalnym procesem życia także przez to, że je skrywa. Jego place i ulice nigdy nie wypełniają się ruchem takim jak te, które przybrały identyczną przecież formę, ale znajdują się w głębi lądu. Wenecja opowiada o życiu architektury sama będąc takiego pozbawiona. Jest jego dekoracją i reprezentacją, maską. Jakby powstała z kaprysu i dla zabawy. Uwielbiamy w jej przestrzeni bawić się w życie.