Kiedy w podróży przyglądamy się architekturze zauważamy, że czasem nawet ten sam styl budowania za granicą ma inną reprezentację. Jest albo smuklejszy, bardziej ozdobny, gęstszy w detale albo ma inny koloryt. Tak jak obcy język może być twardszy, głośniejsze rozmowy na ulicy czy różne gesty powitania przechodniów.
Inny też odcień ma cisza i melancholia wnętrz na obrazach skandynawskich malarzy niż ta, którą namalowali artyści z Włoch czy Francji. Ciasne uliczki Sieny są dla jej mieszkańców codziennym doświadczaniem kroków, aksjomatem dystansu i bliskości. Może dlatego wciąż tak żywa jest tradycja sierpniowego Palio, która angażuje całe dzielnice i każe mieszkańcom manifestować poczucie zarazem więzi jak i rywalizacji? W Cortonie zaś zawsze ruch odbywa się na dół lub pod górę. Ciekawe czy to wzmaga hart ducha jej mieszkańców? Poprzez różnorodność form architektury i jej organizacji uświadamiamy sobie poczucie przynależności do MIEJSCA. Kiedy zaś patrzymy na stare budynki uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy też bytem przypadkowym, arbitralnym i niezależnym. Stoi za nami jakaś ciągłość historii, kultury, sztuki i myślenia.
Z podróży warto przywozić jako główne pamiątki to doświadczanie innego. Jego rytmu, brzmienia, wyglądu, smaków i dotyku. Ekscytujące i pouczające jest doświadczanie obcych.
Spokój przychodzi po powrocie. Wtedy jestem sobą i u siebie, wśród swoich. Łatwiej tu JESTEM. Chodzę rozluźniona, ulica mówi do mnie w moim języku, otacza mnie znany koloryt, miasto ma znany rytm. Nawet jeśli czasem oddycha tak samo płytko.