Każda twórczość wymaga odwagi. Wymaga też wiary w siebie i spokoju wewnętrznego. Nie można za dużo wagi przywiązywać do własnego wizerunku, do sposobu jego istnienia na zewnątrz. Jeśli architekt za bardzo zajmuje się swoim ego i żyje w poczuciu napięcia, to jego architektura również nie ma dobrego kontaktu z rzeczywistością i odpowiada na wyimaginowane, źle diagnozowane potrzeby. Jednym słowem pewna neurotyczność albo narcystyczność architekta przenosi się na jego projekty. Wtedy architektura staje się pomnikiem autora, jego wizji i nie przystaje do życia.
Niektórzy mają tego świadomość i choć tworzą z pasją to pozostawiają swoje wizje w formie papierowych szkiców albo manifestów. Ich koncepty często wyprzedzają czas, albo są konstruktem nieprzystającym do życia, albo też niemożliwym do zbudowania. Przynajmniej w momencie powstawania. To domy jak maszyny do mieszkania, miasta jak ogrody, miasta liniowe albo kroczące. Wszystkie inspirujące, ale jako koncepcje. Projekty Le Corbusiera czy Oskara Hansena wyróżnia to, że projektowali i budowali architekturę zgodną ze swoimi wizjonerskimi koncepcjami społeczeństwa. To reformatorzy, którzy chcieli nas uczynić szczęśliwymi według swoich światów-poglądów. Przewidywali jak rytm codziennych czynności wypełni kształty, określi struktury. A one będą cieszyć oczy swą grą brył w świetle…
Życie mieszkańców zweryfikowało jak bardzo wiele aspektów mijało się z prawdą o człowieku i jego psychice. Choć trudno sobie wyobrazić rozwój jakiejkolwiek dziedziny bez wizjonerów to wiele projektów architektury tworzonych jest z myślą o tym jacy chcielibyśmy być, a nie jacy jesteśmy.