„Dążenia do milczenia są prastare, liczne i powszechne. Naznaczają całe dzieje ludzkości. Hinduiści, buddyści, taoiści, pitagorejczycy, także chrześcijanie, katolicy, czy (…) prawosławni, odczuwali potrzebę i dobrodziejstwo milczenia. Ta potrzeba wykraczała często poza sferę sacrum i religii.”1
Milczenie i cisza wpływają na nasz nastrój. Pomagają osiągnąć stan spokoju i dostroić się do procesu życia. Wtedy możemy przeżywać świat zewnętrzny z pewnym dystansem i zachwytem. A koncentrację na przedmiocie postrzeżenia w poszukiwaniu piękna nazwiemy kontemplacją estetyczną.2 Przeżycie estetyczne jest wielopoziomowym procesem, w którym biorą udział wszystkie zmysły.
Zgiełk miejski pobudza i nie sprzyja introspekcji. Żyjąc coraz szybciej i coraz intensywniej tracimy kontakt ze sobą i lękamy się ciszy i samotności.
Kiedyś wznoszono katedry będące pomnikami ciszy i kontemplacji. Ówczesny człowiek był zaznajomiony ze stanem skupienia.
Świetnie malował ciszę Vermeer, ale też Chirico czy Hopper. Jest bowiem cisza codziennych prostych czynności, cisza niepokojąca i cisza pełna melancholii.
Architektura daje szansę doświadczania wielu odcieni spokoju i milczenia. Współcześnie o tym walorze przestrzeni trochę zapominamy. Tymczasem dla wewnętrznej równowagi potrzebna jest także umiejętność niedziałania wu-wei i milczenia.
W materii estetyki skupienia jest więc współcześnie wiele do zrobienia.
[1] Corbin A., Historia ciszy i milczenia, Aletheia, Warszawa 2019, s.61.
[2] Gołaszewska M., PWN, Zarys estetyki, Warszawa 1986, s.301.